Ej dobra, nie, że szowinizm czy coś, ale polskich raperek, których można słuchać bez zażenowania jest nie więcej niż palców u jednej ręki. A ja, nie tylko bez zażenowania, ale z przyjemnością, słucham jednej. Tak, słownie JEDNEJ. Kiedyś była jeszcze Lilu, ale dziś zdecydowanie bliżej jej do R&B niż do rapu, a w zamierzchłych czasach, gdy polski hip-hop był w powijakach, a ja z wypiekami na twarzy czekałem na audycję Druha Sławka w Radiostacji, szlaki kobietom przecierała Aha T ze szczecińskiego SNUZ-u i duet Paresłów.
Dziś została WdoWA. Okej, jest jeszcze Mi-La, Gonix czy Guova, ale umówmy się, znacznie ustępują one skillsami swoimi kolegom po fachu. Gośka z Alkopoligamii nie ustępuje. Wręcz przeciwnie – pewnie połowa panów (jak nie więcej) z tzw. pierwszej ligi mogłaby się sporo od niej nauczyć. Fakt, coś jest w zarzutach, że WdoWA to męska wersja Mesa (inspiracje jeśli chodzi o sposób składania zwrotek, intonację czy przyśpieszenia są rzeczywiście słyszalne), ale jeśli to naprawdę taka wada, to co powiedzieć choćby o Theodorze?
Już wydany w 2005 roku legalny debiut Braggacadabra zwiastował (pomijając tragiczną okładkę) spory potencjał. Ale dopiero 5 lat później, u boku Shoguna (rappudelek donosi: tak, to był wtedy jej facet), w pełni rozwinęła skrzydła nagrywając jeden z najbardziej nowatorskich albumów w całym polskim rapie. Jasne, zasługi Sho, który wyprodukował prawie całe Super Extra są nie do przecenienia, ale WdoWA zdecydowanie sprostała wymaganiom, jakie postawiły jej niesamowite, kosmiczne aranżacje.
Od tego czasu, każdym gościnnym występem, Gośka potwierdza, że jest niekwestionowaną królową polskiego rapu. Nie wierzycie? Posłuchajcie, jak poradziła sobie w opublikowanym parę dni temu remixie kawałka z ostatniej płyty Tedego. Chapeau bas!
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=4Gbhu0rr3kk]