208899_429793110442123_81715876_nRap Addix przeżyło ewolucję, a raczej rewolucję: z klasycznego duetu producent/mc nagle stało się podziemnym dream teamem. A to za sprawą trzech uznanych w rapowym światku postaci: Laikike1’a, Jeżozwierza i Kidda, którzy wsparli Junesa za mikrofonem. Co z tego wynikło? Dużo dobrego. A biorąc pod uwagę, że to jedynie przedsmak przed zapowiedzianym pełnoprawnym albumem (który ma być o wiele bardziej dopieszczonym materiałem), apetyty słuchaczy zostały zaostrzone do granic możliwości.

Dostaliśmy EP-kę, na której wciąż najwięcej jest Junesa (bo Rap Addix to pierwotnie był projekt jego i Soulpete’a), ale kompani od mikrofonu i kieliszka (nie bez przyczyny nadchodzące LP ma mieć tytuł WutkaRap), choć słyszymy ich rzadziej, w żadnym razie mu nie ustępują. Szefem jest tu Jeżozwierz. Gdy rapuje „miły facet prywatnie, w rapie rzeźnik jak Pol Pot”, wiemy, że nie żartuje. Jest w życiowej formie (nie wiem, czy nawet nie lepszej niż na „Panu Kolczastym”), słychać, że bity Soulpete’a leżą mu idealnie (tym bardziej cieszy zapowiedź wspólnego projektu obu panów) i wciąż zaskakuje błyskotliwym połączeniem wnikliwych obserwacji z uliczną poetyką.

Laika jest tu mniej i poza otwierającym album kawałkiem (gdzie samym wejściem na bit i pierwszymi wersami: Drzazgi z rozjebanych futryn suną w Twoją stronę w slowmo/Tak jest jak nas wkurwisz, Ty, mam Cię pierdolnąć? porozstawiał konkurencję po kątach) chowa się w trochę w cieniu kolegów, zwłaszcza Jeża. Kidd, dokoptowany do ekipy niemalże w ostatniej chwili, dał dwie dobre zwrotki i na pewno nie odstaje.

Największe petardy Soulpete zaserwował na otwarcie i zamknięcie płyty – to zdecydowanie najmocniejsze momenty EP-ki. W środku jest trochę spokojniej, czyli tak, jak lubi Junes. Chemię między bitmejkerem i raperem słychać od razu i szczerze mówiąc ciężko wyobrazić sobie Junesa rapującego o swoich zmaganiach z życiem, samotnością i alkoholem na bitach innego producenta. Okej, może trochę kuleje u niego flow, ale siłą tego MC zawsze były do bólu szczere, ocierające się o liryczny ekshibicjonizm wersy. Kto tęsknił za Junesem z „Właściwych proporcji”, będzie zadowolony słuchając jego solowych numerów na „Nie uciekniesz EP”.

Na koniec słowo o gościu odpowiedzialnym w 100 procentach za warstwę muzyczną. W bitach Soulpete’a wszystko się zgadza. Jest brud, są mocne bębny, kiedy trzeba jest pierdolnięcie, kiedy trzeba – melancholijne, soulowe sample. Nic dziwnego, że na jego nadchodzącym projekcie So(ul) Raw usłyszymy gości zza oceanu, z Guilty Simpsonem na czele. Bo muzyka lubelskiego bitmejkera niczym nie ustępuje produkcjom chociażby z Detroit. Wręcz przeciwnie.

Podsumowując: kto zna, ten wie. Kto nie zna, niech czym prędzej nadrobi zaległości. A w sobotę chłopaki grają w 71 –  i jako że koncertów praktycznie nie dają w ogóle – takiej okazji przegapić nie wolno. Widzimy się pod sceną.

[soundcloud url=”http://api.soundcloud.com/tracks/81610079″ params=”” width=” 100%” height=”166″ iframe=”true” /]

One Reply to “Jedna dusza w czterech odsłonach. A w zasadzie w pięciu”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *