bumelant
Pelson „Bumelant”

Pelson to jeden z tych weteranów polskiej sceny, którzy starzeją się najładniej. Gość, który swoim bogatym artystycznym dorobkiem na stałe zapisał się już w annałach rodzimego rapu, a na życie nie zarabia muzykowaniem, więc nie musi nic nikomu udowadniać i umizgiwać się do słuchaczy, właśnie nagrał płytę dokładnie taką, jakiej moglibyśmy się po nim spodziewać. Mądrą, dojrzałą, refleksyjną, ale jednocześnie pełną radości z życia, wręcz epikurejską.

Bo gdy warszawiak rapuje: „wódka w tygodniu, przywilej twórcy, nie dbając o czas, o ile portfel się skurczy” czy „weź los w swoje ręce, hmm, będzie ciężko, w jednej joint, browar trzymam drugą ręką, mam wolny czas i parę dych w kielni i parę marzeń, którym jestem wierny”, to wiesz, że jemu naprawdę do szczęścia potrzebne są „proste przyjemności”, o których rapował już ponad 10 lat temu. Podobnie, gdy słyszysz wersy „taki styl bumelant na pełen etat, całe życie mogę spakować w plecak, za piwko czy chleb w odległych zakątkach świata, podzielę się wizją i zaraz wracam”, po prostu mu wierzysz.

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=YgF4DlxDjBA]

Serio, gdy Pelson rymuje: „nie widzę siebie za biurkiem przy kompie, bez ambicji by zabijać się dla czegoś, w co wątpię, okładka Forbesa – szanse są małe, choć też cieszy piątek, ale nie wkurwia poniedziałek”, autentycznie zazdrościsz mu życiowego luzu i  jeszcze bardziej niż zwykle uwiera cię wtedy praca w korpo.

„Taki mam styl, zero spiny”

W zalewie przekombinowanych, na siłę podążających za trendami płyt, „Bumelant” to miła odskocznia i rozrywka w najlepszym znaczeniu tego słowa. Album koi nerwy, ale jednocześnie pobudza szare komórki i zmusza do myślenia. Trueschoolowe bity (wyprodukowane przez Torta, Fleczera, Returnersów czy Gedza – wszyscy, bez wyjątku, spisali się na medal), nie przyprawiają o ból głowy, wręcz przeciwnie – pozwalają odpłynąć w świat muzyki, zimnego piwka i słodkiego dymu.

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=lR2Mr8luNWY]

Dobrze, że Pelson postawił na brak rapujących gości (w dwóch kawałkach wspomaga go wokalnie – ze świetnym skutkiem – jedynie Grizzlee), bo chyba niewielu MC’s znalazłoby wspólny lot z gospodarzem i nie zepsuło spójnego klimatu krążka.

To album nagrany przez dorosłego faceta, ze sporym bagażem doświadczeń, od którego bije życiowa mądrość. I też – jak mniemam – to płyta kierowana do nieco starszych słuchaczy, którzy bardziej od poczwórnych rymów i ekwilibrystyki z flow cenią to, co artysta ma do powiedzenia. „Bumelant” świetnie sprawdzi się zarówno podczas samotnego spaceru ze słuchawkami na uszach w ciepły, letni wieczór, jak i podczas nocnej jazdy samochodem pustymi ulicami wielkiego miasta.

[youtube https://www.youtube.com/watch?v=TR5xiv15i1M]

Krążek – mam wrażenie – przeszedł trochę bez echa, zagłuszony przez inne przedwakacyjne premiery (Bonson, PRO8L3M). Sam Pelson pewnie niespecjalnie się tym przejmuje, bardziej ciesząc się z piątek zbijanych z fanami i sprzedaży winylowej edycji LP. Niemniej jednak, „Bumelant” to płyta, jakich w ostatnim czasie wychodzi bardzo niewiele. Taka, której przyjemnie się słucha i do której chce się wracać. A przecież o to w końcu chodzi.

2 Replies to “Stary wyga z zajawką debiutanta”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *