Pod koniec czerwca przygotowałem dla Was, a także (a może przede wszystkim?) dla siebie, wakacyjną playlistę wypełnioną głównie dobrym rapem, na której nie zabrakło jednak reprezentantów innych muzycznych gatunków.
Wakacje to, wiadomo, sezon ogórkowy, generalnie niewiele się dzieje, także jeśli chodzi o nowe wydawnictwa. W tym roku jest jednak inaczej niż zwykle i od końca czerwca wyszło sporo fajnej muzyki. Pokusiłem się więc o małą aktualizację tidalowej playlisty i dorzuciłem tam kilka świetnych numerów.
Znajdziecie ją pod niniejszym wpisem albo bezpośrednio na Tidalu.
Co nowego?
Trzymając się ustalonej wcześniej zasady „jedna płyta, jeden kawałek”, dodałem po jednym, wybijającym się utworze z najlepszych albumów, które ujrzały światło dzienne w od końcówki czerwca do teraz, czyli do pierwszej dekady sierpnia.
Znalazło się więc oczywiście miejsce dla Jaya-Z, który po kilku latach powrócił – w świetnej formie – z płytą „4:44”. I nie próbujcie mnie przekonywać, że jest inaczej. Może to nie najlepszy LP w dyskografii pana Cartera, ale bez dwóch zdań bardzo porządny krążek.
Jest też zupełnie nowy kawałek Pezeta i Małolata, nagrany z okazji reedycji albumu „Dziś w moim mieście”. Przyznam uczciwie, że długo się wahałem, czy wrzucać na playlistę „Pragniesz”, bo to wcale nie jest porywający numer (podobnie jak drugi z premierowych utworów), ale uznałem, że – mimo wszystko – nowy rap od Pezeta (choć ten w wyjątkowo mizernej formie) i Małolata (tu wypadł znacznie lepiej od brata) to zawsze warte odnotowania wydarzenie.
Na playlistę wskoczył też Jarecki, w towarzystwie Mesa i Grubsona, w bardzo przyjemnym letniaczku „Ten sam lot” z naprawdę udanej płyty „Za wysoko”. Jest także piękne „Love$ick” z debiutanckiego albumu brytyjskiego DJ-a kryjącego się pod ksywką Mura Masa, z gościnnym udziałem samego A$AP Rocky’ego.
Nie mogło zabraknąć również Tylera, The Creatora, który nagrał – i piszę to z pełną świadomością – wybitny album „Flower Boy”. Nie dość, że to z pewnością najlepsza płyta w jego dyskografii, to także – jak na razie – najlepsza w 2017 roku, jeśli chodzi o rap made in USA. A przypominam tylko, że w tym roku nowe longplaye puściły takie tuzy Kendrick Lamar, Big Boi, Vince Staples (ten jest najbliższy, by walczyć z Tylerem o palmę pierwszeństwa) czy wspomniany wyżej Hova. Tyler, wariacie, zrobiłeś to!
Nie tylko rap
Lecimy dalej. Fanem reggae – delikatnie rzecz ujmując – nigdy nie byłem. Wyjątkiem jest Damian Marley, którego lubię i cenię, zwłaszcza za kapitalny, nagrany kilka ładnych lat temu album z Nasem i za piękny koncert, który zagrali razem na Open’erze. Jeden z tysiąca synów legendarnego Boba wrócił po kilku latach ciszy z kolejną, bardzo dobrą solówką, więc z przyjemnością witam go na swojej playliście.
Długo nie słyszeliśmy też Dizzee Rascala, czyli szalonego Brytola, pioniera i absolutnej legendy grime’u. I choć dziś ten gatunek ma już innych liderów (Stormzy, Wiley, Skepta czy JME), Rascal właśnie przypomniał o sobie naprawdę bardzo porządnym albumem „Raskit”. Czuć świeżość i energię.
Pod koniec lipca długo wyczekiwany przez mnie debiutancki longplay wydał Vic Mensa, czyli jeden z najciekawszych newcomerów zza oceanu. Od świetnej, wydanej ponad rok temu EP-ki „There’s alot going on” jestem fanem tego pana, więc jego obecność na playliście jest raczej oczywista.
No i wreszcie Taco Hemingway. Tu nie będę się rozpisywał i odeślę do swoich przemyśleń na temat „Szprycera”.
Luźne numery i single
Jeśli chodzi o płyty, to tyle. Nie znaczy to jednak, że nic więcej interesującego się nie działo. Bynajmniej. Ostatnie kilka tygodni przyniosło także sporo luźnych numerów albo singli, zapowiadających nadchodzące wydawnictwa. Kilka z nich też wrzuciłem na playlistę.
Bardzo przyjemne letniaki dostaliśmy od Rasmentalism („Palma”) i Adi Nowaka („Drap, masuj, miziaj” z wokalnym wsparciem Zuzanny Niedzielskiej). Przy okazji, jeśli ominęła cię moja recenzja płyty „VR”, czym prędzej nadrób zaległości.
Nie wierzę, że to piszę, ale na playlistę wleciał też numer Bedoesa. Tak, tego Bedoesa, o którym do bardzo niedawna wypowiadałem się tylko negatywnie. A tu proszę, ewidentnie gość postanowił zerwać z dotychczasowym wizerunkiem, zmienił image i stylistykę. I nagle okazało się, że ma całkiem duże skillsy. Nie, że od razu stałem się fanem, co to, to nie, ale doceniam progres i odejście od gówniarskiej przewózki.
A z rzeczy nierapowych – Sonar (to ci od kapitalnej płyty „Pętle”) zaserwował pierwszy, świetny singiel zapowiadający drugi album grupy, nowe wydawnictwo szykuje też Kamp! (w połowie lipca chłopaki puścili w eter całkiem zgrabny, nowy kawałek), bardzo fajny numer dostaliśmy także od Natalii Nykiel.
I to z grubsza tyle. Miłego słuchania!
foto główne: Fotoaktywna.com