Adi Nowak "VR"
Adi Nowak „VR” fot. Asfalt Records

Wiosną zeszłego roku zastanawiałem się tutaj, czy Adi Nowak podąży drogą wytyczoną przez Taco Hemingwaya. Początki mieli bardzo podobne – wydana własnym sumptem EP-ka, robiąca ogromne zamieszanie w rapowym podziemiu, szybko zdobywany fejm i wreszcie kontrakt w Asfalt Records.

Dziś już pewne, że Adi nowym Taco jednak nie będzie. Ten drugi – po dłuższej chwili milczenia – wyprowadził w zeszłym roku dwa potężne ciosy, najpierw wydając świetną EP-kę „Wosk”, a potem nieco słabszy, ale wciąż trzymający wysoki poziom longplay „Marmur”. I znów mówiła o nim cała Polska, a przynajmniej ta młodsza i bardziej zaangażowana w muzykę część.

Tymczasem Adi Nowak swój debiutancki album pod skrzydłami Asfaltu wydał zupełnie po cichu, jakby mimochodem. Owszem, było kilka singli, ale nie odbiły się one szerszym echem, nawet w hip-hopowym środowisku, a i po premierze „Vafli Ryżowych” wrzawa wokół poznaniaka nie wzrosła.

Z jednej strony, to dobrze – jeden Hemingway w tym kraju w zupełności wystarczy. Rzesze hipsterów z lubością wrzucają cytaty z Taco na facebookowego walla, rapowi ortodoksi kręcą nosem na monotonne flow, a i tak wszyscy znają jego zwrotki na pamięć.

Z drugiej – trochę szkoda, że krążek Adiego przeszedł bez echa, bo to kawał porządnej muzyki. Od pierwszych wersów słychać progres w porównaniu do „Nienajprawdziwsze” EP – Nowak rapuje pewniej, wyraźniej i po prostu lepiej. O ile EP-ka była swego rodzaju wprawką, to wydany niedawno LP jest już pełnoprawnym materiałem. I dlatego też, oceniając ten krążek, nie może być już mowy o pobłażliwości, jaką wykazuje się w stosunku do absolutnych żółtodziobów. Bo powiedzmy sobie jasno: „VR” nie jest płytą wybitną, ma wiele braków, ale też sporo bardzo przyjemnych momentów.

Te drugie pojawiają się choćby w jednym z najlepszych na albumie, otwierającym „Ole” – od razu słychać, że Adi ma za sobą piłkarską przeszłość, a fani futbolu niejednokrotnie uśmiechną się pod nosem słuchając wersów pokroju „Ty odbij od chorągiewek, są w pobliżu jak Włodi Smolarek”. Świetne są też singlowy, hipnotyzujący „Sen Intro” (to utwór jakby żywcem wyjęty z „Nienajprawdziwsze”, z niepowtarzalnym klimatem znanym z tej EP-ki), „Miód i czosnek”, przesiąknięty niepewnością chłopaka stojącego u progu dorosłości czy zamykający album „Elon Mózg”.

Czasem jednak Adiemu zdarza się przeszarżować i najzwyczajniej w świecie zagaduje – skądinąd świetne – bity. Natłok rymów sprawia, że momentami płyta „nie płynie” i robi się ciężkostrawna. Idę o zakład, że Nowakowi dostanie się też od „hipsterów” i „studenciaków” – teksty zdecydowanie różnią się od rapowej średniej krajowej i rzeczywiście bywają przekombinowe, przez co ich sens gdzieś ginie w lawinie słów. To zresztą podstawowy zarzut, jaki można postawić „VR” – że to płyta przegadana, o zbyt małej zawartości muzyki w muzyce.

A szkoda, bo – jak już wspomniałem – produkcja na tym albumie jest pierwszorzędna. Świetną robotę odwalił zwłaszcza En2ak, ale i podkładom autorstwa szerzej nieznanego AIST-a niczego nie brakuje. Numerem jeden pozostaje jednak Drumlinaz, znany choćby z Bitaminy, z pulsującym, niepokojącym bitem do „Sen Intro” i tym przejmującym, wwiercającym się w głowę wokalem w refrenie. Majstersztyk.

Adi Nowak ma swój specyficzny styl i specyficzny świat. Albo się to kupuje w całości i wtedy „Vafle Ryżowe” wciągają na długo, albo zraża się już na starcie i do płyty nigdy nie wraca. Ja wracam.

„Mam kosmiczną tratwę i wkładam skafander, i lecę sobie pobyć aspołecznym, yo!” – rapuje na pożegnanie poznaniak. Mam tylko nadzieję, że nie odleci za daleko. Bo to naprawdę ciekawy raper i żal byłoby, gdyby zniknął z hip-hopowego firmamentu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *