Kontynuując zapoczątkowaną rok temu, nową, świecką tradycję, mam dla Was solidną porcję muzyki na nadchodzące upalne dni i ciepłe, letnie wieczory. Przed wami (a w zasadzie to pod tekstem albo linkiem) playlista Lato w mieście 2017.

Klucz przy wyborze numerów był jasny – to po prostu świetne kawałki, zarówno z jeszcze pachnących nowością krążków (jak choćby zamykające kapitalny album Vince’a Staplesa „Rain come down”), jak i wydawnictw sprzed kilku miesięcy, które jednak nic nie straciły ze świeżości. Starałem się też dobierać utwory tak, by ich vibe pasował do wakacyjnej temperatury. No i przyjąłem założenie, że z jednej płyty na playlistę może wejść tylko jeden numer (co nie jest tożsame z jednym numerem od jednego artysty).

No to lecimy.

Jak wakacje, to – wiadomo – podróże. A jak podróże i rap, to oczywiście Quebonafide, który cały swój najnowszy album tworzył w trakcie egzotycznych wojaży. Meksyk, Indie, Australia, Maroko, Japonia, Islandia i jeszcze parę innych, odległych krajów. Ja na otwarcie playlisty wybrałem jednak „Odyseusza”, kończącego „Egzotykę” i nagranego w Polsce. Dlaczego? Po pierwsze, bo to niesamowity numer. Po drugie, bo jest swoistym podsumowaniem wszystkich eskapad Que. Więc pasuje idealnie.

A co dalej? Dalej różnie – z oczywistych względów głównie rap (ten rodzimy, i ten zza oceanu), ale znalazło się też miejsce na odrobinę grime’u, R&B, soulu czy elektroniki. Łącznie 40 kawałków i niespełna 3 godziny muzyki. Bardzo dobrej muzyki.

Na zakończenie – podobnie jak przed rokiem – „Cytryny”, czyli numer, który od swojej premiery niezmiennie jest dla mnie synonimem letniaka idealnego. I tak już chyba zostanie. No to zdrówko. I miłego słuchania!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *