Styczeń stał u mnie pod znakiem dwóch płyt. Jednej, o której było bardzo głośno i drugiej, która przeszła – zupełnie niezasłużenie – trochę bez echa.

To głośniejsze wydawnictwo to nowy krążek Dwóch Sławów „Dandys Flow”.  Trzeci legalny album Rada Radosnego i Astka nie okazał się aż tak przełomowy jak poprzednie LP. „Ludzie Sztosy” sprzed dwóch lat – kolokwialnie mówiąc – roz*ebali system i pozwolili chłopakom błyskawicznie awansować do absolutnej czołówki polskiego rapu pod względem popularności, mierzonej liczbą sprzedanych płyt i wypełnionych po brzegi sal koncertowych.

A obiektywnie rzecz biorąc, nowy krążek jest od swojego poprzednika zwyczajnie lepszy – tekstowo (panowie ograniczyli natężenie hashtagów na wers kwadratowy, przykładając większa wagę do treści aniżeli do formy, przez co zwrotki są poważniejsze i bardziej osobiste – ale nie martwcie się, amatorzy słownych wygibasów i ciętego dowcipu wciąż znajdą coś dla siebie) i muzycznie (zaproszenie na płytę bitmejkerów spoza ojcowsko-synowskiego tandemu Dulewiczów okazało się strzałem w dziesiątkę – produkcje SoDrumatica, B.Melo, Dryskulla czy P.A.F.F.-a wniosły dużo świeżości i pozwoliły raperom rozwinąć skrzydła).

Niemniej jednak, podczas gdy „Ludzie Sztosy” byli rewolucją w stosunku do wcześniejszych dokonań Sławów, „Dandys Flow” okazało się ewolucyjnym krokiem naprzód. I może dlatego ten album nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, choć na dość długo zagościł w moich słuchawkach. Kto nie słyszał, niech prędko nadrobi. Choćby dla ostatniego numeru na płycie, który – jak dla mnie – jest najlepszym kawałkiem ever, który wyszedł spod rąk i ust Jarka i Radka.

Druga ze styczniowych płyt, której pod żadnym pozorem przegapić nie wolno, to mixtape „20”, wydany z okazji 20-lecia działalności warszawskiego składu JWP, wspomaganego przez ekipę Bez Cenzury. Mało się o nim mówiło, chłopaki wydali go tak, jak działali przez ostatnio dwie dekady, czyli zupełnie zajawkowo, bez rozdmuchanej promocji.

Oj, jak to pięknie buja. Stary, dobry, klasyczny rap, nagrany z oldskulowym sznytem i szacunkiem dla hip-hopowego dziedzictwa (stąd obecność choćby nowojorskiego duetu Smif-N-Wessun). Ero, Kosi i spółka nie zawodzą w zasadzie nigdy. Tu jest podobnie, a zajawka wciąż kipi gęsta.

W lutym wyszło Almost Famous. Dziękuję, dobranoc.

A w tych nielicznych chwilach, gdy nie słuchałem chłopaków z AF albo zupełnie nie-rapowych rzeczy, najczęściej w moich słuchawkach gościli dwaj panowie z Alkopoligamii.

Przyznam, że z nową płytą Kuby Knapa nie wiązałem wielkich oczekiwań. Gość, którego kiedyś obwieściłem debiutantem roku, nawet nie tyle, że obniżył loty, co po prostu przestał ekscytować. Po świetnym pierwszym longplayu „Lecę, chwila, spadam”, kolejne wydawnictwa już tak dobre nie były, a sam raper nieco usunął się w cień i gdzieś znikł pomiędzy innymi zawodnikami ze stajni Mesa.

Tymczasem „Bejłocz”, nagrany w całości na bitach Bonny’ego Larmesa, to bardzo solidny album. Zdaje się, że Kuba trochę dojrzał, już nie chce być utożsamiany tylko z blantem, Perłą i melanżowym stylem życia (choć kawałków w tym klimacie nie brakuje), ale pomiędzy leniwe wersy coraz częściej zdarza mu się wpleść gorzką refleksję (choćby w „Czujesz?”). Żadna to oczywiście płyta roku, ale warto jej posłuchać przynajmniej dla wspólnego numeru z Mielzkym i Łysonżim, który z miejsca stał się imprezowym hymnem.

Jeszcze większym zaskoczeniem był dla mnie „The Introvert” Holaka, czyli album wydany w formie gazety. Powiedzieć, że do tej pory do rapu panów z Małych Miast podchodziłem sceptycznie, to nie powiedzieć nic. A tu proszę, krążek wszedł mi bez większych zgrzytów. Jasne, Mateusz nagle nie stał się wirtuozem flow, ale o dziwo, słucha mi się tej płyty naprawdę przyjemnie. Jest, jakby to najlepiej ująć, po prostu ciekawa. Muzycznie bez zarzutu, tekstowo też – Holak ma swój zupełnie odrębny lot, na pierwszy ogień ciężkostrawny, ale przy którymś odsłuchu łapiesz się na tym, że podśpiewujesz razem z nim.

Marzec zaczął się u mnie od muzycznych frustracji, a to za sprawą kolejnej edycji „Młodych Wilków” Popkillera. Może już jestem po prostu stary, ale przeważająca większość tych MC’s, przedstawianych jako przyszłość polskiego rapu, w trakcie odsłuchu ich wspólnego kawałka przyprawiła mnie tylko o ból głowy, zgrzytanie zębów i myśli w stylu: „albo to jest takie złe, albo ja już zupełnie nie czuję tej muzyki”.

Na szczęście udało mi się wyłowić jeden diamencik. To PlanBe, młody kot ze stajni QueQuality. Gość ma papiery na naprawdę dobrego rapera. Melodyjne flow, dobra technika, ciekawe patenty na kawałki, no i pazur, którego brakuje reszcie młodowilczego towarzystwa. Przesłuchałem jego wcześniejsze nagrywki (przede wszystkim album „Fantasmagoria” na bitach Lanka) i doszedłem do wniosku, że nie jest ze mną jednak aż tak źle – nie mam alergii na newschoolowy rap, mam alergię na słaby rap, z którym PlanBe nie ma nic wspólnego. Miejcie go na oku.

W marcu, po chwilowej nieobecności, wrócił z nowym materiałem Sarius, czyli aktualnie jeden z moich ulubionych graczy na rodzimej scenie. EP-ka „CzaseM” to może nie jest poziom zeszłorocznego longplaya, ale to wciąż rap na bardzo wysokim poziomie. I szczerze mówiąc, nie chce mi się rozkminiać, czy depresja twórcza częstochowskiego MC i zapowiedzi końca kariery były sprytnym, marketingowym zabiegiem, czy też nie. Wolę posłuchać jego muzyki.

Swoje dziesiąte urodziny w marcu świętuje Alkopoligamia. Ale to zleciało! Pamiętam doskonale początki wytwórni i kameralne urodzinowe imprezy w Mandali, które nijak się mają do dzisiejszych, organizowanych z ogromnym rozmachem koncertów jubileuszowych.

Pierwszą dekadę działalności label Tego Typa Mesa, Stasiaka i Witka Michalaka uczcił okolicznościową składanką „Molza”, prezentującą aktualny stan posiadania wytwórni. Poziom jest różny, ale na płycie znalazło się kilka perełek. To choćby świetny, solowy numer Mesa (brakowało mi takich kawałków na „AŁA.”, oj brakowało) czy wspólny utwór Emila Blefa i Rosalie. (po tym pierwszym w ogóle nie słychać, że obecnie rap nagrywa rzadziej niż sporadycznie, ta druga to jeden z najciekawszych nowych głosów w kraju). Warto sprawdzić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *