W przeciwieństwie do poprzedniego tygodnia, o którym pisałem w pierwszym odcinku cyklu SzPT, minione 7 dni obfitowało w premiery singli, teledysków i płyt. Było tego naprawdę sporo, więc nie przeciągając, zapraszam na przegląd najciekawszych wydarzeń w polskim rapie (i nie tylko).

Królem tego zestawienia nie mógł zostać nikt inny niż Mes. Piotrek przyatakował znienacka, jednocześnie wypuszczając aż trzy teledyski (zwłaszcza „Odporność” to wizualne dzieło sztuki, a dodatkową frajdę z oglądania sprawia wyłapywanie przewijających się przez klip postaci – od raperów, przez aktorów, aż po blogerki modowe), promujące jego najnowsze wydawnictwo. A premiera już w połowie marca.

To zupełnie nowa taktyka – wcześniejsze albumy Typa zapowiadane były ze znacznie większym wyprzedzeniem, a kolejne karty odsłaniano stopniowo. Tu od razu warszawski MC przyfasolił z grubej rury i choć nie podzielam do końca hurraoptymistycznych opinii o nowych kawałkach (gdzieś czytałem, że mają moc choćby „Otwarcia” czy „Jak to?!” – no jednak nie mają), to na pewno jest bardzo ciekawie. I po przekombinowanej, zbyt mocno nastawionej na artyzm płycie „AŁA.” zapowiada się, że „RAPERSAMPLER” będzie albumem znacznie bardziej przystępnym, skupionym na emocjach i przeżyciach rapera, a nie na jego światopoglądzie. A opowiadanie o sobie i swoich doświadczeniach zawsze było najmocniejszą stroną warszawianina.

Zresztą w przywołanym już tutaj „Otwarciu” Mesiwo sam nawijał, że „jego odbiorcy mają głód autobiografii”. Oj mają. I dlatego trzymam kciuki, by nowy krążek był bliższy debiutanckiej solówce Piotrka czy „Kandydatom na szaleńców” niż ostatnim wydawnictwom sygnowanym jego ksywką. Niezależnie jednak od tego, jak już pisałem na fanpage’u, Ten Typ Mes to jeden z tych nielicznych artystów, których płyty kupuję w ciemno. Z szacunku, po prostu.

Dobra, miało być krótko i węzłowato, a się rozpisałem. Tego samego dnia, co Mes, kolejny singiel, wraz z preorderem nowego albumu, wypuściły Dwa Sławy. I choć chłopaków uwielbiam od dawna, coś czuję, że nowa płyta – mimo że będzie zapewne znów błyskotliwa i przebojowa – nie porwie mnie jakoś przesadnie. Cóż, Astek i Rado celują już chyba po prostu w inny target.

Jakby mało był zapowiedzianych na marzec płyt, tego samego dnia co album Mesa (16 III) dostaniemy też kolejne wydawnictwo niezawodnego duetu PRO8L3M. Jak piszą sami muzycy, „Ground Zero Mixtape to surowy materiał, który powstał na bazie inspiracji breakcore, techno i trance z przełomu lat 90 i 2000”. Zapowiada się intrygująco, a o marce, jaką zdążyli sobie już wyrobić Oskar i DJ Steez świadczy choćby fakt, że wypuszczając zaledwie 30-sekundowy snippet jednego z numerów, w kilkanaście godzin wyprzedali cały, 8-tysięczny nakład preorderu.

Czwartym do zaplanowanego na przyszły miesiąc hip-hopowego brydża będzie Kękę. I o ile pierwszy singiel z płyty „To tu” zupełnie mi nie podszedł, o tyle opublikowany w ubiegłym tygodniu „Samson” przywrócił mi nadzieję, że nowy album radomianina może być naprawdę mocną pozycją. Jest moc w wersach, jest dobry, melancholijny bit, jest klimatyczny obrazek. Takiego Kękiego lubię najbardziej. A że fizycznie Piotrek zmienił się nie do poznania, co spolaryzowało słuchaczy bardziej niż nagrywana przez niego muzyka? Za komentarz niech znów posłużą mi wersy Mesa: „Obchodzi cię mój wygląd? Mnie wygląd dziewczyn!”.

Miniony tydzień to jednak nie tylko single zapowiadające nadchodzące albumy. W piątek 23 lutego swoje premiery miały bowiem dwie płyty raperów z przeciwległych biegunów polskiego rapu.

Żabson to obecnie jedna z najgorętszych postaci na rodzimej scenie – z tym faktem nie da się polemizować, patrząc choćby na liczby, jakie jego numery wykręcają na YT. Ja jednak podziękuję. Może jestem stary, może się nie znam, ale „To ziomal” to dla mnie album asłuchalny. Żeby nie było – nie  jestem zatwardziałym przeciwnikiem niuskulu, ale niuskulu z wiksiarskimi bitami i durnymi tekstami – już tak. Zresztą, co ja się będę wymądrzał, sprawdźcie i oceńcie sami.

Bardziej zasmucił mnie jednak fakt, że zupełnie obojętnie przeszedłem obok nowego wydawnictwa O.S.T.R.-a, niegdyś mojego absolutnie ulubionego gracza, którego poprzedni krążek określiłem jako najważniejszą płytę w jego karierze. Teraz wypuszczane przed premierą single nie porwały mnie w najmniejszym choćby stopniu – ot, fajny, przyjemny rap. I nic więcej.

I niestety podobnie mam z całym albumem „W drodze po szczęście”. Po odsłuchu nie utkwił mi w pamięci żaden wers, żaden numer nie sprawił, że chciałem do niego wracać. Na pewno dam temu longplayowi jeszcze szansę, bo to w końcu Ostry. Ale mam wrażenie, że kolejny raz potwierdzi się teza, którą stawiałem już przy nowym LP Bonsona, mówiąca o tym, że prywatne szczęście i poukładane życie zazwyczaj nie idzie w parze z wybitnymi dokonaniami muzycznymi. Żeby nie było – bardzo się cieszę, że Adam wyzdrowiał, ma świetną rodzinę i wszystko układa mu się po myśli. Szkoda tylko, że gdzieś w tym wszystkim ulotniła się siła rażenia jego rapu.

Zerknijmy jeszcze na chwilkę za ocean, bo tam światło dzienne ujrzał debiutancki materiał gościa o ksywce 6IX9INE. To mega kontrowersyjna postać (taki XXXTentacion do kwadratu), który pewnie skończy z długim wyrokiem lub – co gorsza – w trumnie, bo kozacząc i prowokując tak bardzo, jak to robi obecnie, szybko trafi na kogoś, kto zechce jego internetową przewózkę zweryfikować w realu. Tak czy siak, papiery na robienie dobrej muzyki ten typ z pewnością ma.

No to chyba tyle. A nie, no co wy, tydzień bez Bonsona? No way. Łapcie na koniec świeżutki klip, promujący jego trasę koncertową, w którą pojechał wspólnie z Reno. To co, widzimy się 16 marca na koncercie we Wrocławiu? Ja już nie mogę się doczekać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *